sobota, 28 października 2006

Grand Press 2004 - dziennikarskie hity

0 komentarzy
Cóż można napisać o książce, która sama w sobie zawiera najlepsze teksty dziennikarskie? Przede wszystkim to, że jest to książka która wyznacza standardy dla polskiego dziennikarstwa. Standardy w różnych gatunkach prasowych, takich jak: reportaż prasowy, news, dziennikarstwo śledcze, publicystyka, dziennikarstwo specjalistyczne, reportaż radiowy i reportaż telewizyjny. Zastanowić by się można, po co komu książka która zawiera stare materiały, już nieaktualne. Jest to książka przede wszystkim dla dziennikarzy, którzy chcą poprawić swój własny warsztat. Wielu dziennikarzy pouczając młodych adeptów tej sztuki sugeruje aby najpierw postarać się kopiować styl dziennikarzy już pracujących w zawodzie. Własny styl wypracujemy potem, gdy już będziemy mieć napisanych dziesiątki stron artykułów. Wzorowanie się na czyimś stylu nie jest niczym złym. Oczywistym jest, że uczymy się od najlepszych podglądając ich warsztat. Jednak ta książka to coś więcej niż modelowy warsztat poszczególnych gatunków dziennikarskich. Tu są problemy poruszone, parę lat temu, które pozostały nadal aktualne.

Najlepszy reportaż to tekst Angeliki Kuźniak i Włodzimierza Nowaka z Gazety Wyborczej - „ Mój warszawski strzał.” Tematyką tego reportażu są wspomnienia niemieckiego żołnierza, który walczył z Polakami podczas Powstania Warszawskiego. Reporterzy którzy napisali tę historię zwracali uwagę na szczegóły, np. Liczyli stopnie schodów po którym wchodzi bohater, jak trzyma papierosa itp. Dlaczego kochają reportaż? Za jego nieprzewidywalność, za pasję, z jaką pozwala poznawać nowe drogi, za powolne wkradanie się w ludzkie serca. Reportaż jet najtrudniejszym spośród gatunków prasowych, dlatego warto sięgnąć do tego gatunku.

Ważną częścią każdego materiału są odautorskie refleksje, opinie, anegdoty na temat włożonej w niego pracy. Dowiadujemy się z nich co czują podczas jak i po zakończeniu pisania tekstu, jakie wzbudzają się w nich wątpliwości podczas zbierania materiałów, o co boją się zapytać. Dzielą się tymi refleksjami z czytelnikami. Opowiadają nam o reakcji z jaką spotykali się po wydrukowaniu już materiału, reakcją ze strony czytelników. Ciekawostką dla wielu będzie odpowiedź na pytanie jak poniektórzy autorzy wpadli na trop swoich artykułów, np. Michał Zaremba i Piotr Kranowski przyznali, że felieton „Wysysanie lisa” opracowany był początkowo na podstawie plotek.

Zamieszczenie przebiegu pracy zawodowej autorów, wraz z wykazem kolejnych redakcji w których pracowali, może pomóc nam uświadomić sobie, jak zawariowana może być dziennikarska kariera. Kolejnym plusem jest fakt, poznania kolegów po fachu.

Oprócz prac nominowanych i nagrodzonych w konkursie znajdziemy tu wspomnienie o Marcinie Pawłowskim – Dziennikarzu Roku 2004. Reporter i prowadzący „Fakty w TVN-ie, który pokazał nam, że dziennikarzem się jest, a nie bywa.

Wszystkie teksty to „kamienie milowe” polskiego dziennikarstwa. Poznanie ich to jak otrzymanie mapy, która zdecydowanie ułatwi nam poruszanie się po dziennikarskim świecie.

Najlepszym podręcznikiem dobrego pisania jest cudzy tekst, stałe czytanie. Czytanie gazet i czasopism, oczywiście przeczytanie tej książki prowadzi najszybciej do celu.

piątek, 27 października 2006

Blokersi

4 komentarzy

Blokersi to jedno z bardzo trudnych zjawisko społecznych powstałych w ostatnich 10 latach. Jak temu zaradzić, jak próbować rozwiązać problem?

Termin „blokersi” wymyślił dziennikarz Gazety Wyborczej Robert Leszczyński, w artykule o śmierci chłopaka, jednego z mieszkańców blokowiska na warszawskim Gocławiu. Blokersami początkowo określano młodocianych morderców. Później jednak mianem tym określano mieszkańców bloków. Wreszcie tylko mieszkańców wielkich blokowisk, którzy nie mieli w życiu żadnych perspektyw, dążeń, ambicji, marzeń lub sądzili przynajmniej, że żadnych perspektyw nie mają. Kim więc są blokersi? Są to młodzi ludzie, którzy swój wolny czas spędzają najczęściej na ławce lub klatce schodowej. Miejsca te stały się niemal symbolicznym miejscami tego pokolenia. Najczęściej słuchają hip-hopu, bo dla nich ta muzyka to możliwość ucieczki od problemów dnia codziennego: braku pracy, życia w blokowisku, nudy, przestępczośći.

Jak żyją?

Pochodzą z biednych bądź średnio zamożnych rodzin. Zazwyczaj ukończyli tylko podstawówkę. Większość czasu spędzają poza domem. Każdy dzień spędzają podobnie. Ich życie toczy się "od imprezy do imprezy". Są bezrobotni, ale znajdują pieniądze na rozrywkę. Dostają od rodziców lub im kradną. Czasami zarabiają pracując na czarno.

Dlaczego młodzi ludzie spędzają większość czasu poza domem? Dlaczego się nie uczą?

Chęć przebywania w domu musi wynikać z faktu akceptacji. W domu gdzie nie ma zaspokojonych podstawowych potrzeb psychicznych: miłości, akceptacji, uwagi, możliwości rozwoju własnej osobowości, nie chcą przebywać. Rozmowy z dziećmi często ograniczają się do standardowych upomnień i wypytywań, „Co w szkole?”, „Gdzie idziesz?”, „Kiedy wrócisz?”, „Dlaczego się nie uczysz?”. To bardzo powierzchowne rozumienie sensu wychowywania człowieka – podobne do hodowli trzody. Tak ograniczone poczucie odpowiedzialności za poczęte życie zbliża ich misję do roli poganiaczy bydła. Zagonieni i zapracowani rodzice robią zakupy lub pracują i tak się obowiązkami tymi zajęli, że zapomnieli o dzieciach. Zostawieni same sobie zaczęli się uczyć własnego języka po swojemu rymować, pisać po murach i walczyć o byt. Dlatego blokersi zamykają się, tworząc własną alternatywną kulturę tylko dla siebie. Tutaj łatwiej o akceptację. Wystarczy, że na klatce schodowej kumpel powie: „O! dobrze zrymowałeś, świetny bit podałeś.” Wszystko już jest w porządku. Młodzi ludzie tworzą swoją własną muzykę, której oprócz nich nikt nie chce słuchać. Ich twórczość spełza na niczym, gdyż nie mają się gdzie zaprezentować. Dorośli są zamknięci na nowości, jak teraz zamknięci są w bokowiskach. Oni nie rozumieją ich muzyki, sztuki. Dorośli boją się o nich i boją się ich agresji.

Skoro mamy już zdefiniowane problemy oraz obraz społeczny polskich blokersów, zastanówmy się teraz jak im pomóc.

Jeśli są agresywni, trzeba wezwać policję. Czy jednak to coś da? Z doświadczenia wynika, że Policja jest bezsilna w walce z blokersami. Rzadko, bowiem mieszkańcy osiedli decydują się zeznawać przeciwko młodym, agresywnym i do tego dobrze zorganizowanym ludziom. Policja nie jest rozwiązaniem, to co może nim być? Jeśli chcemy temu zaradzić musimy przesunąć zainteresowania młodych ludzi na inną płaszczyznę np. sport, sztuka.

Rozwiązanie jest, ale musi ono wyjść od społeczności lokalnej, od mieszkańców osiedli. Podobna sytuacja miała miejsce parę lat temu. Posłużę się nią jako przykładem do rozwiązania problemu blokersów. Mieszkańcy osiedli nie mają pojęcia, jak się organizować. Wszyscy zapewne chcieliby zmienić coś w własnym środowisku, ale najczęściej nie wiedzą jak. Potrzebna jest pomoc odgórna jakiejś organizacji, która pokaże jak załatwić wszystkie formalności. Podobny przypadek był z programem „Mała Szkoła”, który powstał za czasów rządów Jerzego Buzka. W wyniku podjętej na szeroką skalę przez rząd premiera reformy szkolnictwa postanowiono zlikwidować szkoły wiejskie, do których uczęszczało niewielu uczniów, nie uwzględniała jednak znaczenia, jakie dla społeczności wiejskiej ma szkoła. Powszechne stały się, więc protesty a wraz z nimi zawiązywały się społeczne stowarzyszenia, które dochodziły do konsensusu z lokalnymi władzami. Niezależnie od tego jak bardzo owe lokalne społeczności chciały zachować swoje szkoły, trzeba zwrócić uwagę na jeden bardzo dziwny czynnik. Chodzi o udział niezależnej organizacji społecznej o ogólnopolskim zasięgu, która najpierw odegrała ważną rolę jako inspirator ministerialnego programu „Małej Szkoły”, a potem wspomagał miejscowe społeczności podejmujące protest przeciwko likwidacji swojej szkoły. Nie ulega wątpliwości, że tworzenie społecznych stowarzyszeń szkolnych byłoby niemożliwe bez aktywności członków Centrum Inicjatyw Oświatowych, którzy zresztą przekształcili swoje pierwotne stowarzyszenie w nową organizację zajmującą się informowaniem o możliwościach uratowania małych szkół oraz wspomaganiem lokalnych działań obywatelskich zmierzających w tym kierunku.

Aby młodzież z nudów nie wałęsała się po bokowiskach trzeba zająć im czas. Pozwolić im tworzyć własną muzykę, sztukę w salach do tego przystosowanych, a nie na klatkach schodowych, czy murach bloków. Gdzie młodzież mogłaby się realizować? Szkoły są miejscami publicznymi. Niestety po zajęciach szkolnych i w weekendy pozamykane na cztery spusty. Żaden dyrektor nie wpuści grupy młodzieży do budynku jeśli nie będzie czuwał nad nią uprawniony pedagog. Problem nie do przejścia? Niekoniecznie! Weźmy przykład z jednego z olsztyńskich osiedli gdzie rodzice chcieli wynająć pedagoga, który zajmowałby się młodzieżą po zajęciach szkolnych. Okazało się wówczas, że ów pedagog, chętnie zajmie się młodzieżą bez żadnych korzyści materialnych. Nie wszędzie jednak będzie tak różowo. Dlatego stowarzyszenie ogólnopolskie mogłoby rejestrować pedagogów, którzy w ramach wolontariatu przyłączą się do takiej akcji. Jeśli nie będzie odpowiedniej ilości pedagogów można by zorganizować szkolenia dla rodziców w pracy z młodzieżą.

Co z zatwardziałymi blokersami?

Można skierować najbardziej agresywnych blokersów po wyrokach na przymusowe szkolenia i później pracę społeczną na rzecz młodzieży. Najbardziej agresywni są zazwyczaj liderami w swoich środowiskach. Gdy zmieni się ich światopogląd lidera zmieni się również środowisko, na które miał on wcześniej wpływ.

Problem w tym, że na dzień dzisiejszy nie istnieje fundacja, która organizowałaby taką akcję. Dlatego potrzebna jest pomoc rządu, który mógłby być inicjatorem tego typu działań. Rząd mógłby osobom działającym społecznie, w ramach wolontariatu a pozostające przy tym bezrobotne podnieść zasiłek. W ramach zasady, jeżeli już nic nie robisz, to działaj chociaż społecznie.

czwartek, 26 października 2006

Janusz Kulig - album

0 komentarzy
Książka ta w zamyśle powstawała jako album, przygotowywany dla sponsorów Janusza Kuliga. Jednakże to coś więcej niż album. To opowieść o człowieku, kierowcy rajdowym, który opowiada o swojej pasji jaką są rajdy samochodowe. Pomysł stworzenia takiej publikacji narodził się w 2003 roku, i miał początkowo trafić do sponsorów Janusza, tych większych i mniejszych. Nad albumem pracował osobiście Janusz, który opowiadał redaktorom o zdarzeniach jakie kojarzyły mu się z oglądanymi zdjęciami. Wspominał zdarzenia, opowiadał ciekawostki, anegdoty, dzielił się swoją wiedzą związaną z rajdami. W publikacji miały znaleźć się również ostatnie wydarzenia – zawiązaniu zespołu Fiat Auto Poland, w którym Janusz miał być kierowcą.


Niestety 13 lutego 2004 roku dowiedzieliśmy się o jego tragicznej śmierci. Janusz Kulig zginął w wypadku koło Bochni. Jadąc Fiatem Stilo wjechał pod pociąg na strzeżonym przejeździe w miejscowości Rzezawa, który z niewiadomych przyczyn był otwarty. Miał 35 lat, był trzykrotnym mistrzem Polski w latach 1997, 2000, 2001 i wicemistrzem Europy w roku 2002. Redakcja współpracująca z Januszem po wielu dyskusjach i konsultacjach z rodziną Janusza i bliskimi mu osobami, postanowiła wydać to dzieło do końca w niezmienionej formie. W takiej, jaką po raz ostatni widział i akceptował Janusz Kulig.


Wszystkie teksty znajdujące się w tej publikacji są osobistymi wypowiedziami Janusza, który zabiera nas w podróż zwaną rajdami samochodowymi: „Nie ma chyba facetów nie interesujących się autami. To zaczyna się już w dzieciństwie i te samochodziki zostają ludziom na dłużej. Dzieje się tak, zwłaszcza gdy tuż koło rodzinnego podwórka przebiega trasa lokalnych rajdów.” Na kolejnych stronach przeczytamy skróconą biografię mistrza. Dowiemy się, że zawsze wiedział o tym, że chce zostać kierowcą rajdowym: „Samochód potrafię prowadzić od siódmego roku życia. Szybko też zorientowałem się, że hamulec ręczny to urządzenie pomocnie nie tylko przy parkowaniu.” Kolejne strony to opowieść o samochodach którymi jeździ, zaczynając od najmniejszych i najsłabszych jak Fiat 126p: „Nasz biedny „maluszek” poddany został strasznym torturom, dzięki, którym moc jego silnika wzrosła prawie dwukrotnie, osiągając zawrotne 40 KM.” po mocniejsze jak Renault Megane Maxi: „Cóż to był za samochód! Genialnie przyspieszający, równie genialnie hamujący i dający nadzieję na zwycięstwo w generalce”, po najmocniejsze: „W roku 2000 – jako pierwsza niefabryczna załoga na świece – dostaliśmy do dyspozycji auto nowej generacji – Forda Focusa WRC.”. Przy każdym z samochodów wspomina jakiś rajd, który był dla niego wyjątkowy. Opisuje również swoje miejsce pracy prezentując techniki budowy rajdowego samochodu. Zdradza nam zaplecze rajdowego warsztatu zwanego „strefą serwisową”. Opowiada o „drugiej skórze” kierowcy rajdowego, czyli kombinezonie, rękawicach, bieliźnie.


Kolejne strony to kolejne anegdoty o rajdach samochodowych,w których pokazuje jak trudne sztuką jest rajdowanie: „Rzeczywistość widziana przez boczną szybę samochodu rajdowego to wielobarwna smuga bez wyraźnie zarysowanych konturów poszczególnych domków, słupków, drzewek”. Po śmierci Janusza kibice podejmowali najróżniejsze inicjatywy ku pamięci wspaniałego człowieka jakim był. Dzięki temu wiem jedno - Janusz pozostanie w naszych wspomnieniach bardzo długo. On także nie zapomniał poświecić strony swoim kibicom. Zatytułował ją „Najwierniejsi z niewidzialnych.” Kolejna strona opatrzona nagłówkiem „Wielkie słowa to żart” a pod nim: Towarzysząca rajdom popularność to sprawa, z którą mam nadzieję, dobrze sobie poradziłem. Nie występuje, tylko jeżdżę, tak w skróce można by opisać mój stosunek do rajdów i ich medialnej otoczki.”


Janusz nie zapomina o ludziach, którzy byli dla niego idolami, jak Marian Bublewicz czy Sobiesłąw Zasada, poświęca im paręnaście zdań, jak również kierowcą u boku których rozwijał swoje umiejętności jak Petter Solberg, Sebastain Lindholm, Tommi Makinen, Carlos Sainz. Nie zapomina również o najważniejszej osobie jaka towarzyszyła mu przez większość swojej kariery. O swoim pilocie, Jarku Baranie. Opisuje rolę pilota w samochodzie rajdowym, zdradza technikę rajdowego opisu. Kolejne strony poświęcone są pamiętnemu sezonowi 2002, w którym Janusz ścigał się z najlepszymi w Rajdowych Mistrzostwach Europy. Ostatnie strony poświęcone są udziałowi w cyklu PCWRC, rozgrywanemu w ramach Mistrzostw Świata. To był ostatni sezon dla Janusza.


Książka ta to unikat na księgarskim rynku. Unikat pod względem oryginalności. Jest wiele publikacji poświęconych Januszowi, ale tylko ta jedna jest pisana przez niego. Pisana jasnym, prostym ale bardzo barwnym językiem. Czytającemu udziela się pasja jaką Janusz darzył rajdy samochodowe. Książka ta to opowieść o rajdach samochodowych jednego z najlepszych polskich kierowców rajdowych. Wzbogacona zdjęciami najlepszych fotografów rajdowych.


Zobacz też:
Dzień po 13 II 2004. Jak wygląda świat rajdowy bez Janusza Kuliga?

środa, 25 października 2006

Przegląd prasy: Wybory Prezydenta miasta Krakowa 2006

0 komentarzy

„Skończmy z chamstwem! Kraków wymaga szacunku” zatytuowano wywiad z Romą Ligocką, malarką i pisarką którego udzieliła Echu Miasta Kraków 14 września 2006. W wywiadzie z z cyklu „Gdybym był prezydentem”, pani Ligocka przyznaje: „Pracowałabym nad przywróceniem miastu jego prawdziwego klimatu, który rozmył się w oparach grilowanej kiełbasy na rynku Głównym i oddechach pijanych turystów [...] Znajomy właściciel restauracji opowiadał mi o turystach, którzy jednej nocy wzostawili w barze siedem tysięcy euro. Takich turystów przyciągają tanie linie lotnicze. Jadą nie wiedząc gdzie byli. Nazwa Kraków równie dobrze mogłaby być nazwą pubu. [...] Na początku lat 90. miałam pewien pomysł na wypromowanie Krakowa wśród artystów i inteligencji. Miasto jest właścicielem wielu kamienic w obrebie Plant i pomyślałam, że gdyby oddać mansardy tych kamienic artystom z całego świata, miasto znowu zatętniłony życiem. Nazwałam to „Kraków pod chmurami”, a celem było powtórne przyciągnięce artystów do centrum Krakowa, przywołanie tej niezwykłej aury, która towarzyszyła mieszkańcom przez ponad stulecie, która wreszcie sprawiła, że Kraków jest wyjątkowy. [...] Myślę, że dobrze by było stworzyć swego rodzaju radę przy prezydencie, złożoną z wieloletnich światłych mieszkańców miasta, nie zaangażowanych w rozgrywki polityczne. Radę która oceniałaby czy proponowane posunięcia nie niszczą wizerunku miasta.

Tydzień później również w Echu Krakowa pojawił się wywiad z Jerzym Vetulanim, zatytuowany „Trzymać kierunek”. Neurobiolog, pracownik PAN przyznaje: „zbudowałbym wreszcie ten tutel pod wzgórzem św. Bronisławy, o którym mowa od dawna. [...] Pozatym pozatym fatalne jest to połączenie z Krakowa do Balic, gdzie brakuje 400 metrów do samego lotniska. [...] Krakowowi może zaszkodzić jedynie ktoś, kto mógłby zejśc z obranego kierunku i wszystko schrzanić. [...] Kraków jest bardzo narażony na inwazję deweloperów. Dlatego zaczyna ginąć charakter tego miasta. [...] Kierunek, który teraz został obrany jest dobry. Kraków bez przemysłowych inwestorów, miły dla turystów i mieszkańców. Trzeba rozwijać turystykę rekreacyjną, pielgrzymkową i naukową. [...] Trzeba przyjmować gości na rozbudowanym lotnisku, poprawić komunikację i infrastrukturę. To co zrobimy dla naszych gości będzie również z pożytkiem dla nas.

Trzech do fotela – Echo Miasta Kraków (21 września 2006) – zapytało trzech najważniejszych kandydatów na prezydenta miasta Krakowa jakie decyzje podjęliby zaraz po wyborze.

Jacek Majchrowski (bazpartyjny): „Jeśli wygram wybory, będe częściowo kontynuował swoją politykę zarządzania miastem, ale pojawiią się też inne akcenty, na przykład na pomoc społeczną”,

Tomasz Sczypińsk (PO)i: „To oczywiste, że mam zupełnie inną wizję zarządzania miastem niż Jacek Majchrowski. Nie jestem człowiekiem znikąd, ale konretne rozwiązania i propozycje pierwszych zmian przedstawię dopiero w kolejnych odsłonach swojej kampani,

Ryszard Terlecki (PiS): „Na razie za wcześnie mówić o moich pierwszych decyzjach. Oczywiście chcę: poprawy bezpieczeństwa, radykalnej naprawy dróg czy przygotowania programu rozwoju miasta, ale to tylko wyborczy elementarz. Oprócz tego pracuje nad prozpozycjami, które będą mój program wyróżniać, ale na to muszę mieć jeszcze trochę czasu.

Gazeta Krakowska, jeden z trzech czyli walka o ratusze: Majchrowski bez problemu raczej przejdzie do drugiej tury. Trudno jednak przewidzieć, z którym z kaonkórentów się zmierzy. PiS wystawiając Terleckiego, ma nadzieję, że już w pierwszej turze poprze go część elektoratu PO, a w dogrywce Platforma przekaże poparcie. PO oczywiście liczy na wzajemność. W krakowie zapowiada się bardzo ostra kampania wyborcza. Już na starcie głośno było w całej Polsce o podsłuchu, jaki rzekomo chciała założyć prezydentowi Majchrowskiemu kontrolowana przez Pis policja.Kilka dni później Jan Rokita pytał publicznie, czy kandydat PO także jest podsłuchiwany i domagał się wyjaśnień na temat nagłego przyspieszenia śledctwa w krakowskiej prokuratury w sprawie kontrowersyjnego zakupu gruntów przez miasto. [...] Kłopotów z wymiarem sprawiedliwości nie ma na razie tylko Pis. Własnego kandydata zamierza wystawić także Samoobrona. Na razie jednak nie ujawniła jego nazwiska.

Rodzinna zmowa wyborcza tak brzmi tytuł z Gazety Krakowskiej z 11 października 2006, wktórym mowa, że jedna rodzina założyła kilka komitetów, które mogą przekazać poparcie jednemu z kandydatów na prezydenta. Choć formalnie każdy z komitetów ma swojego pełnomocnika w praktyce tylko G. Piątkowski wypowiada się w ich imieniu.

Z czwartm kandydatem na prezydenta miasta Krakowa, można przeczytać wywiad w Gzacie Krakowskiej z dnia 6 października 2006, w której Józef Lasotta przyznaje: Mam duże doświadczenie w samorządzie, przez sześc lat byłem prezydentem tego miasta, a ostatnio miałem okazję poznać na własnej skórze, jak nieskutecznie funkcjonuje teraz krakowska administracja. Nie chcę już wysłuchiwać narzekań inwestorów, że dwa lata czekają na decyzję budowlane, a prezydenci np. Wrocławia dzwonią do nich z ofertami, by coś tam wybudowali.

Drugi plan Wielkiego Krakowa – to przedwyborcze obietnice Tomasza Sczypińskiego opublikowane w czwartek 9 października 2006 w Gazecie Krakowskiej: Opracowany przez Szczypińskiei plan Wielkiego Krakowa zakłada m.in. Dokończenie trzeciej obwodnicy miasta, rewitalizaję blokowisk, wprowadzenie w całym mieście bezprzewodowego internetu, zagospodarowanie brzegów Wisły i utworzenierekreacyjnych szlaków wodnych. Szczypiński chce razem z podkrakowskimi gminami realizować wspólną politykę inwestycyjną i gospodarczą.

wtorek, 24 października 2006

Jak polacy wygrywają Jak polacy przegrywają

0 komentarzy
Większość z nas lubi czytać różnego rodzaju raporty, statystyki, sondaże opinii publicznej. Dowiadujemy się z niej co myśli reszta społeczeństwa, być może nasi przyjaciele, sąsiedzi etc. Sprawdzamy, czy nasz pogląd różni się od poglądu większości społeczeństwa, bądź dopiero wyrabiamy sobie go na niektóre sprawy i problemy. W większości raportów tego typu nie znajdujemy jednak wyjaśnienia opinii prezentowanych na różnorakich słupkach, liczbach, wskaźnikach itp.

Specjalnie z myślą o takich osobach Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, przygotowało ksiązkę „Jak Polacy przegrywają, jak polacy wygrywają”. Jest to praca zbiorowa pod redakcją Marka Drogosza. Mottem ksiązki jest hasło „Poznaj samego siebie”. Książka jest podzielona na osiem rozdziałów – rozpraw - z których dowiemy się: czy polacy są wielkim i dumnym narodem, jaką mamy kulturę narzekania, oraz co pozytywnego z tego może wyniknąć. Sprawdzimy czy nasze społeczeństwo jest prorozwojowe, oraz czy jesteśmy obywatelscy i jakie są nasze symbole wspólnoty. Czy stajemy się lepsi? Przeczytamy o optymistach i ryzykantach, oraz o historiach które kształtują nasze życie.

Pierwszy rozdział to portret własny Polaków na tle krajów Europejskich mierzony według sondaży różnorakich instytucji działających w ramach Uni Europejskiej. Maria Lewacka próbuje wyjaśnić nam dlaczego przegrywamy oraz w których momentach. Pokazuje również nasze dobre strony i osiągnięcia. W drugim rodzdziale Bogdan Wojcisze i Wiesław Baryła udowodnią nam, że Polacy są narodem wieznie niezadowolonym. Co ciekawe okaże się, że to wcale nie jest taka zła cecha dla narodu, ale... tylko w pewnych sytuacjach. Dokładniej te pewne sytuacje opisuje w rozdziale trzecim Dariusz Doliński, który twierdzi, że z narzekania może wyniknąc wiele dobrego.Czwarty rozdział napisany przez Krystynę Skarżyńską wyjaśni jak ważne dla naszego kraju są inicjatywy oddolne. Poznamy mechanizmy, które pozwolą nam wzmocnić takie inicjatywy, oraz stworzyć sieć powiązań pomiędzy rządzonymi a rządzącymi. W piątej rozprawie Ireneusz Krzemiński pokazuje nam plusy i minusy ponurego onastroju oraz radości. Autor dostrzega że z tych dwóch nastrojów jakże skrajnych nastrojów może wyniknąć coś pożytecznego. Szósty rozdział odpowie nam na pytanie czy stajemy się lepsi. Janusz Grzelak przedstawił w nim portret polaka społecznika, proces transformacji ustrojowej, oraz wyjaśnia zmiany orientacji społecznych. W siódmym rozdziale Janusz Czapiński krśli sylwetki polaków optymistów i ryzykantów. Oraz odpowiada na pytanie nurtujące wielu, czy można być jednocześnie optymistą i pesymistą. Ósmy rozdział napisany przez Jerzego Trzebińskiego i Marka Drogosza to opis w jaki sposób kształtujemy swoją własną rzeczywistośc, nasz punkt widzenia oraz jak może się to odbić na całe społeczeństwo.

Ksiązka ta pomimo, że nierzadko uzbrojona w wiele cyfr i procentów jest łatwa w odbiorze. Stylu w jakim autorzy przedstawiają i wyjaśniają badania socjologiczne, mógłby pozazdrościć im niejeden dziennikarz piszący na temat najnoweszych badań opini społecznej. Ksiązka po lekturze której uzbroimy się w optymizm oraz częściej będziemy śmiać się z własnych przywar narodowych. Warto zatem wziąść tę pozycję bo jak piszą autorzy: „somopoznanie jest jednym z głównych warunków rozwoju – o czym łatwo zapominamy w codziennym wirze spraw”.

sobota, 21 października 2006

Grzegorz Miecugow: Inny Punkt Widzenia

0 komentarzy
Niewiele jest książek po lekturze których mamy okazję zatrzymać się na chwilę i zreflektować się nad naszym i otaczającym nas życiem. Jeżeli już są takowe, prawda w nich jest najczęściej ukryta, a dotarcie do niej wymaga nie lada wysiłku. Trzeba umieć czytać między wierszami. W dzisiejszym świecie niestety nie ma na to czasu. Potrzebny jest nam przewodnik, który wprost wyjawi prawdę o otaczającym naś świecie. Taką książką jest właśnie „Inny punkt Widzenia” Grzegorza Miecugowa. Jest on znanym dziennikarzem i publicystą, który w 2003 roku na antenie TVN 24 rozpoczął cykl rozmów ze zananymi i ciekawymi ludźmi.Ludźmi którzy mogą być dla nas autorytetami

„Myślę, że nasze społeczeństwo straciło pewne autorytety. My – artyści, dziennikarze i wszyscy ludzie, którzy mają coś do powiedzenia – nie wykreowaliścmy pewnego podstawowego systemu wartości. Systemu opierającego się na uczciwości, pracy, obowiązkach wobec rodziny” - przyznaje Jerzy Pilch, jeden z rozmówców Miecugowa.

W książce jest 20 takich rozmów. Z pisarzami (np. Lem, Stasiuk, Kapuściński, Pilch), aktorami (Dymna, Janda. Kondrat, Nowicki, Majchrzak), z ludźmi inaczej znanymi ze sceny (Bem, Mann, Materna, Bartosz Waglewski), z Władysławem Bartoszewskim, Jackiem Hołówką, Robertem Korzeniowskim, Aleksandrem Wolszczanem, Krzysztofem Pawłowskim, Zbigniewem Preisnerem.

Każdy z rozmówców mówi rzeczy ważne i warte zapamiętania. Goście Miecugowa to ludzie którzy lubią rozmawiać, i tą sztukę rozmawiania widać. Na przykład Zbigniew Preisner przyznaje: "Przestaliśmy ze sobą rozmawiać, bo wysyłamy SMS-y, przestaliśmy czytać książki, bo oglądamy telewizję. Przestaliśmy interesować się tym, co dzieje się u sąsiada, ponieważ oglądamy Big Brothera". Z każdym rozmawia inaczej, koncentruje się jednak na człowieku i otaczającej go rzeczywistości.W rozmowach goście rozstrząsają problemy globalne, filozoficzne, starają się odnaleźć miejsce Polski w Europie i na świecie.

Krzysztof Majchrzak: „Chwile mają to do siebie że są niezatrzymywalne. Każdy kto interesuje się filozofią, religioznawstem wie o tym doskonale. Nasz świat składa się z niezatrzymywalności i z ulotności”. Trzeba przyznać, że „Inny Punkt Widzenia” Miecugowa zdołał złapać tę chwile, myśli do których będziemy wracać nie raz. Będziemy wracać bo każdy z nas znajdzie tam swój autorytet.

środa, 18 października 2006

Pojedynek na słowa

0 komentarzy
Dziś, gdy my obywatele, nie wiemy, co politycy mówią do nas. Gdy zewsząd ogarnia nas medialny chaos informacji. W czasach, gdy w mediach królują politycy, którzy jeden przez drugiego krzyczą, przekonując do swoich racji. W czasach gdzie prawda stała się instrumentem walki politycznej, gdy pojęcie prawdy znaczy tyle, co nic. W czasach, gdy ta prawda dla wielu polityków równa się tylko ich zdaniu. W tych czasach musimy się jakoś bronić.

Często w potoku słów, które codziennie docierają do nas z ekranów telewizorów, głośników odbiorników radiowych, czy na łamach prasy nie potrafimy rozróżnić, kto ma racje. Potrzebna jest nam pomoc. Wiedza, która pozwoliłaby nam odróżnić prawdę od kłamstwa. Wiedza pozwalająca wyróżnić populizm i demagogię.

Potrzebna jest nam wiedza erystyczna, czyli sztuka prowadzenia sporów za pomocą sztuczek, których jedynym celem nie jest wyłonienie prawdy, ale stworzenie wrażenia, że ma się rację.

W pojedynku na słowa nie wystarczy mieć rację. Kto nie umie obronić się przed demagogią – Przegrywa! Znajomość tej sztuki jest potrzebna każdemu, kto chce dokonywać racjonalnych wyborów i umieć bronić się przed manipulacją.

Sztukę tę prezentuje w swojej książce „Pojedynek na słowa. Techniki erystyczne w publicznych sporach” Marek Kochan. Przedstawia ją jako podręcznik samoobrony przed nieświadomym utajonych praktyk manipulatorskich odbiorcą środków masowego komunikowania. Dr. Marek Kochan jest wykładowcą retoryki i erystyki w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w zagadnieniach perswazji językowej, autoprezentacji i kreowania wizerunku.

Swoją wiedzę zebrał w trzech rozdziałach, po lekturze, których nie będziemy już bezbronni jak dzieci. W pierwszej części autor wyjaśnia nam teorie erystyki i źródła pochodzenia tej tajemnej - jak na razie - dla nas sztuki. Pokazuje jak sztuka ta występuje w publicznych dyskusjach tych, na co dzień i w mediach. Wyjaśnia nam najważniejsze zagadnienia, ilustrując przykładami z życia zaczerpniętymi. Prezentuje nam budowę studia telewizyjnego, które ma ogromy wpływ na to jak zostaniemy pokazani, prowadząc nas niemal za rękę wyjaśnia rolę rozmieszczenia kamer, wzrostu dyskutantów, sposobu ubioru, poruszania się, mimiki.

Druga część to przegląd technik, Schopenhauera przeniesionych na grunt współczesnego, bliższego nam świata. Kochan omówił ponad 27 różnych technik, pokrótce charakteryzując każdą z nich, uzupełniając je przykładami wypowiedzi znanych nam polityków. Integralną częścią każdej z opisanych technik jest przedstawienie paru sposobów jak się przed opisanymi sztuczkami skutecznie bronić.

Trzecia część to zapis debaty politycznej, jaką pomiędzy sobą stoczył Andrzeje Lepper z Janem Marią Rokitą do którego doszło w studiu Radia Zet. Debata ta to wyśmienity przykład sporu, w którym autor bezlitośnie obnaża techniki erystyczne użyte przez obydwu panów. Dla czytelnika stanowi to swoiste repetytorium nabytej wcześniej wiedzy.

Książkę tę polecałbym każdemu, kto chciałby się bronić przed niebezpieczeństwem, na które codziennie narażają nas politycy. Na niebezpieczeństwo manipulacji słownej. Poznawszy erystyczne chwyty będziemy wstanie ocenić, którzy politycy naprawdę uzasadniają swoje stanowisko, a kiedy tylko wykręcają się od odpowiedzi.

poniedziałek, 16 października 2006

LPR - Super partia

0 komentarzy


TVN24 zapytała mieszkańców Warszawy, co sądzą na temat wieców organizowanych przez partie polityczne. Zapytana kwiaciarka obawiała się, że partią która może najwięcej narozrabiać jest Liga Polsich Rodzin. Nie myliła się! Przechodząca staruszka (60l), reaguje na te słowa bardzo wulgarnie: "Super partia ku*rwo". Starsza osoba zapytana o to "Czego możemy wymagać od młodzieży" odpowiada iż możemy wymagać kultury. Ciekawe dlaczego ów staruszka wymaga od młodych ludzi zachowania które sama łamie wyrażając się bardzo wulgarnie i zachowując się nie kulturalnie.

Cóż pozostaje powiedzieć? Jaki elektorat taka partia, lub jaka partia taki elektorat. Prezes Giertych nie może odpowiadać za cały swój elektorat, jednakże pewien niesmak pozostaje.

czwartek, 12 października 2006

Jadłodajnia u Tamary

9 komentarzy
Jadłodajnia znajduje się na ulicy Pierkarskiej. Duże porcje rekompensują wysoką cenę. Miałem okazję jeść pierogi ruskie. Pierogi były odgotowywane, cebulka na nich nie była dobrze podsmażona. Farsz był jako taki - bez głębokich walorów smakowych.
Ziemniaki, które podano były przesolone. Lokal mieści się obok przedszkola, w którym stołują się dzieci.


Pierogi ruskie - 6
kotlet drobiowy - 10
ziemniaki - 1
frytki - 4
leczo - 6
gołąbki - 6
placek po węgiersku - 12
bigos - 6
żurek - 4,5
parówki - 6
jaja na maśle - 5
jaja na pieczarkach - 6
płatki na mleku - 6
kiełbasa smażona z cebulą - 8
barszcz czerwony z uszkami - 4,5
naleśniki ze szpinakiem - 6
racuchy - 5
kawa - 3

poniedziałek, 9 października 2006

Magiczne niebo w magicznym Krakowie

0 komentarzy

Świat według Jeremy Clarksona

1 komentarzy
Jeremy Clarkson jest brytyjskim dziennikarz specjalizujący się w motoryzacji. Prowadzi w telewizji BBC program Top Gear poświęcony samochodom, motoryzacji oraz sportom motorowym. W Polsce Top Gear emitowany jest na kanałach TVN Turbo i BBC Prime. Jeremy nie wstydzi się swoich poglądów, co nieraz wzbudza kontrowersje. Jednakże właśnie swoim zdroworozsądkowym podejściem i poczuciem humoru zjednuje sobie telewidzów. Jest autorem 10 książek. W 2006 roku w Polsce ukazała się jedna z nich. „Świat według Jeremy Clarksona” to zbiór felietonów pisanych do Sunday Timesa. Książka ta utrzymywała się przez osiem tygodni na pierwszym miejscu listy bestselerów w Wielkiej Brytanii.

Spodziewałem się, że będzie to książka w dużej mierze o samochodach, a tymczasem samochody w ogóle w niej nie występują. Po lekturze pierwszych stron zastanawiałem się, dlaczego dziennikarz, który prowadzi najlepszy program motoryzacyjny na świecie, tak beznadziejnie pisze! Miałem wrażenie, że czytam słowa marudera. Uwierzyłem już w magię szklanego ekranu, czarodziejskie triki i przygotowane scenariusze, które on tylko wkuwa na pamięć. Jednak gdzieś w środku zrozumiałem, że Jeremy był jak stary zimny diesel, który w końcu załapał i z felietonu w felieton zaczął się rozkręcać sprawiając mi coraz większą frajdę z lektury. Dalej było już tylko lepiej.

Z felietonów Jeremiego wyłania się człowiek jak każdy inny, który próbuje poradzić sobie z otaczającym go światem. Człowiek z własnymi słabymi i mocnymi stronami. Próbuje ośmieszać zazdrość o pieniądze, doceniać ludzi, którzy odnoszą sukces, jak i sprowadzić na ziemię tych, którzy na szczyty sławy dostali się przez przypadek np. pokazując własną głupotę, chamstwo.

Książka rozśmiesza wprost proporcjonalnie do ilości przeczytanych stron, tak jak z liczbą przejechanych kilometrów, im więcej ich zrobimy tym pewniej czujemy się za kierownicą własnego pojazdu, tak ze światem Clarksona, rozumiemy jego irytację z otaczającego nas życia. Tak więc dajmy mu szansę. Clarksonowi bliskie są sprawy ochrony ginących gatunków i uwierzcie mi naprawdę warto dotrzeć do strony, w której „zawraca” sobie głowę Makakami, i dywaguje, co z tego można wyniknąć. Oprócz tego za wszelką cenę stara się udowodnić, że inne środki komunikacji jak np. pociąg, samolot, autobus są niepotrzebne, bądź bardzo nieużyteczne.

Dzięki tej książce poznałem jego sposób patrzenia na świat, bardzo ożywczy i bardzo ludzki. Pod przykrywką brytyjskiego humoru pokazuje sprawy ludzkie, które nie powinny być zepsute przez nadmierną ostrożności, głupie przepisy i nieodpowiedzialnych ludzi. Clarkson uczy nas by nie dać się zwariować. Daje nam wiele do myślenia. Książka jest bardzo niebanalna, bardzo brytyjska, bardzo Clarksonowska.

Przeczytaj również: recenzje w serwisie wiadomosci24.pl

czwartek, 5 października 2006

Wystawa foto

0 komentarzy

Projekt "Małopolska. Fotografie. To niczego nie wyjaśnia", wystawa. Fundacja Imago Mundi



Fontanna za milion złotych.

środa, 4 października 2006

Do kogo? Dla kogo?

0 komentarzy
Ulica Stradomaska ... i niby do kogo miałem zadzwonić w tej sprawie? 112, 997, 999 czy może 986?

poniedziałek, 2 października 2006

Świat 3D czyli stereoskopia

0 komentarzy
Grafika 3D to dwa światy: rzeczywistość i fikcja, które stają się nieodłączną częścią naszego życia. Świat 3D pojawia się wszędzie wokół nas. Medyczne systemy obrazowania trójwymiarowego używane są rutynowo w chirurgii i diagnostyce. Stałe miejsce w rozrywce zajęły filmy trójwymiarowe. Wyświetlane w ponad 150 kinach IMAX. Agencja kosmiczna NASA transmitowała obrazy 3D z Marsa. Specjalne stereoskopowe kamery pomagają w kierowaniu bezzałogowych podwodnych pojazdów ratowniczych, eksploracyjnych i badawczych. Powstało wiele systemów telewizji trójwymiarowej i niedługo będziemy mieli ją w domu.

Dlaczego?

Dziś fotografia, film, telewizja przekazują nam obraz świata zredukowany do dwóch wymiarów, pozostawiając trzeci w domyśle. Należy zdawać sobie sprawę, że większość o ile nie wszystkie gry opatrzone symbolem 3D, to pewna nieścisłość. Faktycznie wirtualne sceny i animacje w grach tworzone są w oparciu o trójwymiarowy system współrzędnych, jednak nasze monitory nie są do tego przystosowane. Dziś termin 3D to tak naprawdę technika rzutowania dwuwymiarowego, to jest szerokość i długość, przedstawiają iluzję obrazu trójwymiarowego.

Jak wygląda prawdziwy trójwymiarowy obraz?

Nasz mózg przetwarza obraz świata na podstawie sygnałów lewego i prawego oka. Nasze oczy potrafią skupić się na jednym obiekcie pod różnymi kątami, do mózgu docierają tzw. Obrazy częściowe, które dopiero składane są w formę pełnego 3D. Właśnie po to mamy dwoje oczu. Zresztą nie może być inaczej. Trzeci wymiar jest nam niezbędny do codziennej egzystencji. Gdybyśmy widzieli tylko w dwóch wymiarach to np. kierowcy nie potrafiliby ocenić odległości od innych pojazdów, nie bylibyśmy w stanie wejść do drzwi. Trzeci wymiar czyli głębia jest nam po prostu niezbędny.

Jak powstaje trójwymiarowy obraz?

Metoda uzyskiwania obrazu przestrzennego znana jest od 150 lat. I nazywa się stereoskopią. Stereoskopia to uzyskiwanie obrazów odtwarzających efekt widzenia obuocznego, co zapewnia naturalne wrażenie głębi w scenie i bryłowatości przedmiotów. Początki stereoskopii sięgają połowy Xix. Pierwszy rozkwit technik obrazowania trójwymiarowego nastąpi bezpośrednio po narodzinach fotografii. W XX w. zainteresowanie stereoskopią raz spadało, raz rosło, ale ciągle było obecne. W ostatnich latach obserwujemy kolejny wybuch zainteresowania stereoskopią, bowiem okazało się, że komputery znalazły zastosowanie również w tej dziedzinie. Pojawiły się karty graficzne, do których można dołączyć okulary o szkłach ciekłokrystalicznych, które sterowane przez komputer odsłaniają na przemian, 120 razy na sekundę prawe i lewe oko, wyświetlając w tym samym rytmie obie połówki zdjęć trójwymiarowych. Dzięki takim zdobyczom techniki możliwe jest tworzenie i wyświetlanie wielu fascynujących filmów.