czwartek, 5 kwietnia 2007

Ulica marzycieli-recenzja książki Roberta McLiam'a Wilsona.


"Ulica marzycieli"- recenzja książki Roberta McLiam'a Wilsona.



"Wszystkie opowiadania traktują w gruncie rzeczy o miłości" często od pierwszego zdania i te najbardziej nas urzekają, przenikamy w ich rzeczywistość już od pierwszych stron książki.

Mimo stagnacji i monotonii życia, jakie ukazuje nam autor biegnącego w Ulsterze, na
"Ulicy marzycieli" książkę czyta się płynnie i z zaciekawieniem. Co przyniesie nowy dzień?. Niby jeden podobny do drugiego, z tą różnicą, że w Belfaście, miejscu na ziemi, gdzie trudno o prawdziwy spokój i ciszę.
Fabuła dotyczy młodych mężczyzn zainteresowanych głównie tym, ile mogą jeszcze wypić w pubie, który " był przystanią dla nieudaczników "i nie tylko. Wyjątkiem wśród nich staje się Misiek, przyjaciel Jake'a i zarazem największy łamaga. Realizując wbrew sobie najbardziej utopijne pomysły odnosi sukces finansowy. Wydawałoby się te chore mrzonki niepoprawnego optymisty stają się podstawą dla jego ekonomicznego geniuszu.

Czytelnik może odnajdzie w książce wskazówki jak samemu w żyć i zrealizować "amerykański sen".
Jakby w opozycji to knajpianego obrazka, rytualnych wręcz, codziennych czynności i nawyków bohaterów, tuż obok, za rogiem, wybuchają bomby. Ale w pubach toczy się dalej najnormalniejsze życie towarzyskie. Choć w Belfaście zamachy terrorystyczne są na porządku dziennym, Wilson tworzy postacie ludzi, dla których najważniejsza jest przyjaźń, bez względu czy ktoś jest protestantem, czy katolikiem. Bohater zostając sam na sam ze sobą, przygląda się swojemu życiu i czyni to z lekką nutką ironii. Prowadzi normalne życie; bez patosu, bez patriotycznych uniesień. I nie ma w nim wewnętrznego buntu, lecz afirmacja życia - takim, jakie jest. Czasem potyka się o własne uczucia (nieudane związki z kobietami, poczucie winy z powodu wykonywanej pracy), to boli, bo musi boleć.

Równocześnie od pierwszych stron, najpierw wręcz nienamacalnie i z coraz to większą siłą Wilson przygotowuje czytelnika na drastyczne opisy miejsc zaraz po wybuchu bomb, które są codziennością w Ulsterze. Ukazuje uwarunkowania polityczno-historyczne obecnej sytuacji w Irlandii Północnej;), przeplatając je przy tym własną refleksją. Czyni to w sposób wręcz surowy, sugestywny. Jest to niemal reporterska relacja z miejsca tragedii tuż po wybuchu, jakby oglądana na zdjęciu. Opisy jednakże nie przytłaczają czytelnika. Nie ubarwia ich swoim komentarzem. Nam pozostawia ocenę, czy ma jakiś sens zabijanie ludzi przez grupę religijnych fanatyków, dla której każdy katolik to wróg. W zamachach giną przypadkowi ludzie. A po śmierci najbliższych życie w wielu rodzinach traci sens.

"Ulica marzycieli" to współczesna powieść irlandzkiego pisarza, która wzrusza, rozbawia, pobudza do refleksji nad tym, co w życiu ważne, a co najważniejsze. Nie jest to książka ukazująca zdecydowanie złe lub dobre charaktery, pozwala czytelnikowi na wybór, na opowiedzenie się po którejś ze stron. Traktuje o sprawach jakże poważnych i trudnych dla każdego z nas, ale z poczuciem humoru, co jest jej niekwestionowaną zaletą.
"W prozie Wilsona uderza nadzwyczaj szeroka gama odczuć…tragizm, komedia, realizm, absurd, wnikliwość polityczna..." tak podsumował dzieło R.L Wilsona jeden z recenzentów Times'a, nic dodać nic ująć, bowiem w "Ulicy marzycieli" można faktycznie znaleźć wszystkie te elementy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz